Przychodzi nagle nie wiadomo skąd i kiedy. Odchodzi również szybko tam skąd przyszła. Jest jak fala oceanu, która wynurza się z potęgi wodnej toni i zaraz w niej znika, nie pozostawiając za sobą żadnego śladu.
Skąd zatem miłość przychodzi i gdzie znika?
Miłość jest wypełnieniem całego świata, jak powiedział Jezus: „Bóg jest miłością świata” i kocha każdego bez wyjątku.
Człowiek tej miłości doświadcza jedynie na chwilę aby przywrócić sobie pamięć Boga. Związki, które nazywamy miłosnymi, to są jedynie pożądaniem ciał, bo mają podobne programy rodów w sobie. To pożądanie ma na celu uzdrowienie wzajemnej relacji. To są emocje, które pojawiają się jak klej aby uzdrowić rody.
Prawdziwa miłość zdarza się rzadko i przychodzi w takiej chwili, że trudno się jej spodziewać. Jest jak fala, którą człowiek chce złapać i zatrzymać przy sobie. Nie potrafi. Może jedynie zanurzać się w kolejnych falach, co podpływają. Dlatego lubimy patrzeć na ocean pełnych wzburzających fal.
Miłość ulega wzmocnieniu kiedy w parze jest ciągłe nasycanie podpływających uczuć – znikąd. Prawdziwą miłością nie można się przesycić, gdyż ona jest dawkowana kwantowo. Przesyceniu ulegają jedynie ciała pod wpływem pożądania. Programy rodów nakładają się na siebie i następuje chwila odrzucenia. Warto rozróżniać te dwa stany, gdyż to podstawa życia na ziemi.
Kiedy czegoś jest za dużo, to wówczas ulegamy przesyceniu. Gdy jest nam podawane sporadycznie, to tego szukamy. Mamy zawsze w sobie pamięć wszechogarniającej miłości samego Źródła. Ta pamięć jest czasem przypominana w chwilach zakochania i po śmierci ciała, kiedy stajemy wobec Boga bez żadnych warunków.
Jesteśmy miłością, tylko zapomnieliśmy o tym. Ktoś musi ”przebić” nasze serce strzałą Amora, aby z oceanu miłości popłynęły kwantowe fale. Prawdziwa miłość nie zna warunków, bo spływa bez ślubów w kościołach czy pieczeciach w USC. Trwa dotąd aż odpłynie skąd przyszła.